Wpisz swój adres e-mail, a otrzymasz dostęp do poradnika Środków Ochrony Roślin!

Nasz gość specjalny – Witold Czuksanow

Rozmowa z Witoldem Czuksanowem, dziennikarzem i autorem książek o tematyce ogrodniczej, prowadzącym program Rok w ogrodzie w TVP1.

Agrecol: Jak zaczęła się pana przygoda z ogrodnictwem?

Witold Czuksanow: Myślę, że w moim przypadku początek przygody z ogrodnictwem świetnie opisuje powiedzenie „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”. Już jako uczeń podstawówki musiałem pomagać przy uprawie przydomowego warzywnika, a w czasie wakacji pracowałem w szkółce przy okulizacji róż. Nie lubiłem tego bólu pleców po robocie, a podrapanych rąk i nóg przez kolce dzikich róż nienawidziłem serdecznie. Ale tak jakoś później wyszło, że po podstawówce zacząłem naukę w Technikum Ogrodniczym, później były studia na Wydziale Leśnym SGGW w Warszawie, więc zamiłowanie do roślin i ogrodów jest mi chyba przeznaczone.

A: Ile czasu poświęca pan na realizację cotygodniowego programu w TVP 1 Rok w ogrodzie?

Wcz: Praca zdjęciowa i montażowa zajmuje zwykle 2-3 dni. Zabawa polega jednak na tym, żeby program przygotować w ostatniej chwili, a to czasami kończy się nerwami. W ogrodniczym programie bowiem swoje do powiedzenia ma również pogoda. Mam takie powiedzenie ”nie przejmuj się pogodą, nie masz na nią wpływu”. Tylko że praca w plenerze ma właśnie takie plusy i minusy, że z aurą różnie bywa. Czasami jest tak zimno, że po zdjęciach nie czuję rąk i nóg. Najgorzej jednak jest wtedy, gdy zaczyna lać z nieba i w ogrodzie trudno cokolwiek nagrać. Rośliny za to kochają deszcz i zdarzyło mi się pewnego lata, że skrupulatnie zaplanowany program zmieniłem w czasie realizacji w stu procentach, bo postanowiłem opowiedzieć o deszczu w ogrodzie. Czyli pogodowy psikus zmieniłem w atut programu. Moim zdaniem zrobiłem wtedy jeden z najciekawszych odcinków Roku w ogrodzie jaki kiedykolwiek powstał. Ostatnio coraz częściej zaplanowany wcześniej scenariusz modyfikuję w trakcie pracy z ekipą. Korzystam po prostu z tego, że ogród sam podpowiada tematy, którymi warto byłoby się zająć. I tak się jakoś zwykle składa, że te tematy podrzucone przez naturę, zwykle są najciekawsze. Ale takie jest ogrodnictwo. To zajęcie dla ludzi, którzy lubią i potrafią podpatrywać przyrodę.

Nie ma nic smaczniejszego niż warzywa z własnego ogrodu

A: W jaki sposób Internet pomaga panu jako ogrodnikowi?

Wcz: Internet i ogród? Pierwsza myśl to wyszukiwanie w sieci dokładnych nazw roślin. Przygotowując audycję muszę je wpisywać na ekran, bo widzowie lubią, gdy się podpisuje prezentowane drzewa, krzewy czy byliny. Internet to również źródło poszukiwania nowych interesujących miejsc i ludzi, których warto byłoby odwiedzić. Myślę jednak, że w tej branży jesteśmy dopiero na początku drogi. Polskich stron ogrodniczych, wyczerpująco traktujących temat, jest naprawdę niewiele. Dobrym przykładem są tu na przykład strony poświęcone pnączom czy różom. Coraz więcej w Internecie stron hobbystów, a z tych naprawdę wiele można się dowiedzieć. Brakuje jednak portali z aktualnościami ogrodniczymi, które reagują na to, co aktualnie ogrodom zagraża i na co ogrodnicy powinni zwracać uwagę. Wynika z tego, że chyba przydałaby się telewizja internetowa „Ogród” z prawdziwego zdarzenia…

A: Jaka jest Pana ulubiona naturalna potrawa „prosto z ogródka”?

Wcz: Skorzonera. To warzywo korzeniowe zbierane jesienią i zimą, które świetnie się przechowuje, a po przygotowaniu przypomina białe szparagi. Uwielbiam skorzonerę (czytamy to słowo jako oddzielne „r” i „z”) gotowaną (uprzednio obraną) w osolonej, zakwaszonej sokiem z cytryny wodzie. Można polać masłem. Jest to roślina wyjątkowo zdrowa (czyli nie wymagająca oprysków), a oprócz tego z niewiadomych mi przyczyn kompletnie nieznana. Mamy w Polsce wielki opór we włączaniu do menu nowych roślin, zwłaszcza takich, które można uprawiać w naszym kraju. Co innego, gdy warzywka przyjadą z dalekich Wysp Kanaryjskich czy Izraela, albo i nawet z Ameryki Południowej, z której ostatnio importuje się na przykład czosnek. Nasze jest wciąż w niełasce, ale cieszy, że zaczynamy powoli rozumieć, iż warzywo warzywu nierówne i nie każde smakuje równie dobrze. Sprowadzane warzywa często są bez smaku, co może w niektórych krajach bywa zaletą, ale u nas na szczęście wciąż jeszcze nie. Zapewniam, że nie ma nic smaczniejszego niż warzywa z własnego ogrodu, świeżo zerwane i przygotowane. Dotyczy to również owoców i ziół.

Nadchodzi Bitwa o pietruszkę

A: Jest Pan autorem kilku książek o tematyce ogrodniczej. Czy planuje Pan następną? Jeśli tak, to czy zdradzi Pan, o czym ona będzie?

Wcz: Właśnie książka o warzywach. Będzie zatytułowana Bitwa o pietruszkę i jest już w wydawnictwie. Pracujemy nad składem. Będą w niej i przepisy dotyczące uprawy i porady kulinarne, do tego zabawne rysunki, zdjęcia, anegdoty o warzywach. Każde z nich ma swoją bogatą historię. Lwią część swojej pracy nad tą publikacją już wykonałem, teraz ślęczymy nad grafiką i liczę na to, że jeszcze w tym roku publikacja się ukaże. Oprócz tego jak zwykle pracuję nad moim kalendarzem księżycowym, czyli obecnie Wpływem księżyca 2015. Plany na ten sezon to również napisanie książki o ziołach. Już wiem, że sprawę potraktuję nie tylko jako poradnik kulinarny, lecz ciekawostkę i rozprawkę historyczną o naszych kontaktach z różnymi ziółkami. Będzie zatem nie tylko o mięcie i tymianku, lecz również np. o tym, dlaczego zimą powinno się pić herbatę gotowaną ze zdrewniałych pędów malin i dlaczego w dawnych czasach jaskier był ulubioną rośliną żebraków. Dlaczego? Bo smarując nim skórę powodowało się powstawanie pryszczy, a to… pomagało polepszyć wyniki finansowe wykonywanej pracy. Będzie też o roślinach, które odpędzają złe duchy i o takich, które można spożywać dla zdrowia, urody i dobrego samopoczucia.

A: Typowy polski ogród według Witolda Czuksanowa to?

Wcz: Letni ogród bylinowy. Marzę o czasach, gdy żywotniki i bukszpany przejdą w niełaski, a wrócą do nich ostróżki, piwonie, rudbekie, dzielżany i kolorowe łubiny. Polski ogród jest ogrodem bylinowym, wspomaganym przez tradycyjne kwiaty jednoroczne: nagietki, nasturcje, kosmosy, aksamitki. Na nasze warunki do tej pory nic lepszego nie wymyślono. Na wycieczkę po takich polskich ogrodach mogę zaprosić w dowolny obszar naszego kraju, do wsi położonych przy lokalnych drogach. Latem wycieczka takimi duktami to naprawdę wielka przyjemność.

Ogrodnictwo jest sztuką popełniania błędów

A: Jakie najczęstsze błędy zauważa pan u osób, którzy zajmują się ogrodnictwem?

Wcz: Nie lubię punktowania błędów w ogrodach, bo ogrodnictwo jest sztuką popełniania błędów. Sam ich wciąż robię mnóstwo, ale wiem też, że każdy z nich to pewne doświadczenie. A w ogrodzie zadziwiająco wiele błędów potrafi zamienić się w sukces. Przykład? Krzywa brzózka, złamana przez wichurę i przedstawiająca widok żałosny, może w przeciągu dwóch sezonów zamienić się w najpiękniejsze drzewo ogrodowe. Urocze właśnie głównie dlatego, że po przejściach. Tak jest z całą ogrodowa materią. Błędy to po prostu sprawa odpowiedzi na pytanie czy ogród jest dla nas czy na pokaz?. Osobiście skłaniam się ku pierwszej z tych odpowiedzi i o każdej swojej roślinie potrafiłbym długo opowiadać. Nawet jeśli kompozycyjnie można by mieć zastrzeżenia. Polskie grzeszki ogrodowe to moim zdaniem za dużo iglaków i za dużo trawników, a za mało kwiatów, roślin okrywowych i kolorowych liści. Ale to tylko moja opinia. Jeśli ktoś kocha żywotniki, to niech się nimi otacza. Nikomu nic do tego.

A: Które gatunki kwiatów należą do pana ulubionych?

WCz: Lubię wszystkie pachnące. Gdy to piszę właśnie za oknem rozkwita kalina koreańska, której zapach zapamiętuję na cały rok i tęsknię za nim po cichu przez kolejnych jedenaście miesięcy i dwa tygodnie. Pierwsze trzy miejsca w tym świecie zapachów przyznałbym chyba lawendzie, maciejce i lewkonii. Kolejność jest nieprzypadkowa, bo lawenda ma przecież wonne nie tylko kwiaty, lecz i liście. Z maciejką z kolei miałem kiedyś zabawne zdarzenie. Otrzymałem list od Polki mieszkającej w Czechach, która prosiła mnie o przysłanie nasion. Brakowało jej tam zapachu, który zapamiętała z babcinego ogródka. Czesi podobno maciejki nie znają. Lubię też laki. Są mało popularne, ale udaje mi się co rok kupić nasiona. Pielęgnacja tych kwiatów ogranicza się praktycznie do wysiewu i pielenia. Do grona faworytek zaliczam też dzikie i historyczne róże, co zwykle pięknie pachną i są odporne na choroby. I tak dotarłem do jednego z problemów amatorskiego ogrodnictwa, któremu często podsuwa się rośliny okazałe, ale wrażliwe na choroby, a do tego jeszcze bardzo wymagające. Amator musi z ogrodu czerpać przyjemność i poświęca czas wtedy, gdy może sobie na to pozwolić. Zatem i jego podopieczni muszą często sami sobie dawać radę. I takie samodzielne rośliny to te moje najukochańsze. Nazywam je niekiedy chwaściorami, bo same rosną, kwitną i odwdzięczają się za dobre słowo oraz garść nawozu. Lista ich dość długa i te, które opisałem wyżej, jej nie wyczerpują. Ale można ją poznawać w kolejnych odcinkach Roku w ogrodzie w TVP 1, do których oglądania zapraszam.

Ważne!

Ze środków ochrony roślin należy korzystać z zachowaniem bezpieczeństwa. Przed każdym użyciem przeczytaj informacje zamieszczone w etykiecie i informacje dotyczące produktu. Zapoznaj się z zagrożeniami i postępuj zgodnie ze środkami ostrożności wymienionymi na etykiecie.


AGRECOL © 2021 Wszystkie prawa zastrzeżone.