Ogród w stylu polskim? Bardziej znamy angielskie, francuskie, japońskie. Narodowego wzorca ogrodu w wersji uznanej przez autorytety chyba jeszcze się nie dorobiliśmy. Ale polskie ogrody istnieją, i najlepiej jest je zwiedzić, wybierając samochodową trasę z punktu A do punktu B bocznymi drogami. Skręcamy w taką gminną, albo powiatową drogę i od wczesnej wiosny podziwiamy kwitnące ogródki i przed-ogródki, czyli te organizowane poza i przed płotem, od strony trasy.
W moim przekonaniu mimo mody na tuje i inne iglaki nasze wiejskie ogródki, to wciąż kawałki kwitnące. Wiosną dominują w nim prymulki, bratki ze stokrotkami oraz tulipany, również krokusy i inne cebulowe. Później rozwijają się łubiny, irysy oraz piwonie. O tej porze kwitnie również mnóstwo pięknych, a swojskich krzewów, jak choćby lilaki, czy kaliny. Jednak najważniejszy czas polskiego ogrodu to lato, gdy kwiaty rozwijają setki bylin oraz gatunki jednoroczne. W naszym polskim komponowaniu nie widać ani wzorców, ani większego ładu przestrzennego. Ma być spontanicznie: po prostu dużo, kwitnąco i różnokolorowo. I zazwyczaj tak jest, dlatego warto się przyjrzeć aktorom polskiego ogródka, którzy naprawdę dają z siebie wszystko, by każdy sezon był po prostu niezapomniany.
Zacznę przegląd od arystokracji, czyli piwonii. Zaliczam je do kwiatowej szlachty z kilku powodów. Głównym ten, że zawsze potrzebują przestrzeni, a wciśnięte w kąt nie urządzą kwitnących spektakli. Kochają pełne słońce, żyzne gleby, nawożenie. Nie zadowolą się byle czym, ale i pięknie odpłacają za hojność ogrodnika. Obecnie po latach dominacji odmian o pełnych kwiatach, wracają do łask formy pojedyncze i, nomen omen japońskie, o rozbudowanych pylnikach. Moim zdaniem do polskich ogrodów pasują jak ulał.
Nieodłączna świtą piwonii są irysy, czyli kosaćce. Te okazują się mistrzami w łączeniu kolorów płatków i układaniu na nich różnych, barwnych wzorów. Każdy taki irys za pomocą specjalnych wyrostków na płatkach pokazuje zainteresowanym owadom, gdzie powinny się skierować w poszukiwaniu pyłku i nektaru. Z tego powodu popularnie nazywa się te kwiaty bródkowymi. Mnie ostatnio pasjonują szczególnie pachnące odmiany kosaćców. Najczęściej miłą dla nosa woń wydzielają odmiany o niebieskich płatkach.
Zawsze cieszę się też na spotkanie z rudbekiami. Ich główną zaletą jest to, że pełnię kwitnienia przygotowują na drugą część lata, a nawet początek jesieni – popularnie nazywany u nas babim latem. Ciepłe kolory w różnych odcieniach żółtego i pomarańczy, niewielkie wymagania i zaskakujący zwyczaj pojawiania się samosiewów to ich główne zalety. Dodać należy też do nich dużą niezależność od naszych ogrodniczych starań. Czasami myślę, że rudbekie nawet wolałyby, gdyby je zostawiono w spokoju i z daleka wykrzykiwano te wszystkie ochy i achy nad ich nieprzeciętną urodą. Warto dodać, że są to ulubione kwiaty nie tylko ogrodników, ale i różnych motyli oraz pożytecznych owadów, między innymi pszczół i trzmieli.
Ostróżki z kolei, kolejne aktorki polskiego ogrodowego teatrzyku, to typowe kwiaty dwóch sezonów. Pierwszy, z początku wakacji, jest wyjątkowo okazały. Wtedy kwiaty pysznią się wokół i chyba w najbliższym otoczeniu trudno w tym czasie znaleźć równie piękne. Jeśli pamięta się o tym, by ostróżki po kwitnieniu ściąć, to wkrótce wypuszczają kwiatostany jesienne. Może mniej okazałe niż te pierwsze, ale za to białe, różowe, granatowe, no i błękitne. Ten ostatni kolor jesienią rzadko mamy okazję podziwiać. A ostatnio widziałem ostróżki o kwiatach w niespotykanym do tej pory kolorze koralowym. Mamy zatem kolejny atut, którym te byliny chcą zadziwić świat ogrodów i ogrodników.
Pora wspomnieć też o floksach. Wysokich odmian, tych typowo polskich bylin, jest naprawdę mnóstwo. Chyba tylko żółtych kwiatów wśród nich brakuje. Może i dobrze? Gdyby nie ten „mankament”, mielibyśmy przecież do czynienia z kwiatami wprost idealnymi. A tak wciąż można nad czymś pracować. Trudno mi wyobrazić sobie polski letni ogród bez pachnących różnokolorowych kęp floksów. Roślin zdrowych (najzdrowsze są właśnie stare odmiany sprawdzone w wiejskich ogródkach), o niewielkich wymaganiach, do tego szybko się rozrastających. Te które nie zostaną ścięte i wysieją nasiona, skiełkują w przyszłym roku, a w następnym sezonie zakwitną jako samodzielne byliny. Warto pomyśleć o tym sposobie namnażania ogrodowego bogactwa.
Samosiew można wykorzystywać również w przypadku nagietków. Wiem, to kwiaty jednoroczne, ale moim zdaniem do bylin pasują wyjątkowo, bo mogą zimować, a poza tym same się wysiewają. Jako gatunek wyjątkowo żywotny i kolorowy. Nagietki wciąż są na ogrodniczym topie i mam nadzieję, że długo jeszcze w łaskach ogrodników będą. Podobny zwyczaj samo-wysiewania kultywują również inne jednoroczne gatunki.
Po łagodnej zimie można się spodziewać samoodrodzenia kosmosów, lwich paszczy, laków i nasturcji. Może napiszę o nich więcej innym razem. Teraz na zakończenie chciałbym zachęcić wszystkich do uprawy liliowców, wśród których mnie najbardziej urzeka wśród nich skromny, wiejski liliowiec cytrynowy.
Trwa renesans i wielki powrót tych wyjątkowych bylin. Unikalnych nie tylko dlatego, że odporne, mało wymagające i piękne, i ulotne jak motyle. Żywot kwiatu trwa przecież zaledwie jeden dzień. Liliowce (swojska nazwa brzmi smolinosy) mają w sobie to coś magicznego, co wielu ogrodników wciąga w kolekcjonerską pasję gromadzenia różnych odmian.
Witold Czuksanow
Ważne!
Ze środków ochrony roślin należy korzystać z zachowaniem bezpieczeństwa. Przed każdym użyciem przeczytaj informacje zamieszczone w etykiecie i informacje dotyczące produktu. Zapoznaj się z zagrożeniami i postępuj zgodnie ze środkami ostrożności wymienionymi na etykiecie.
AGRECOL © 2021 Wszystkie prawa zastrzeżone.